Marcin Tybura, zawodnik wagi ciężkiej organizacji UFC, opowiedział o tym, jak w praktyce wyglądają kontrole antydopingowe w UFC i jak zawodnicy muszę informować komisarzy o tym, gdzie aktualnie się znajdują.
Kontrole antydopingowe w amerykańskiej organizacji UFC są standardem od wielu lat. Każdy zawodnik może być niespodziewanie poproszony o oddanie próbki moczu do analizy. Jak jednak komisarze zajmujący się zbieraniem materiału od zawodników odnajdują fighterów? Marcin Tybura będąc gościem Macieja Turskiej w programie Hejt Park powiedział:
– Mamy aplikację, w której musimy na trzy miesiące w przód rozpisać gdzie będziemy, gdzie będziemy spać, trenować i w jakich godzinach. I tak dzień po dniu na trzy miesiące do przodu. Wypełnia się więc aplikację na każdy kwartał.
Na szczęście raz podany adres może być zmieniany. Ważne jednak, aby o tym nie zapominać, bo konsekwencje mogą być poważne.
– Na bieżąco można też zmieniać, ale to też nie jest wygodne, bo czasami gdzieś się pojedzie i zapomni. Mi też się już tak zdarzyło. Trzy raz w ciągu roku można dostać ostrzeżenie. W sumie dwa razy, bo po trzecim jest zawieszenie na rok. Ostrzeżenia kasują się po roku, trochę jak punkty karne przy prawie jazdy.
Marcin Tybura dodał również, że bywa, iż komisarze pojawiają się o dziwnych porach i czasami muszę dość długo poczekać, aż zawodnik będzie gotów, aby oddać mocz. Zasada bowiem jest taka, że od momentu spotkania z zawodnikiem, do momentu zakończenia spotkania, komisarz musi cały czas przebywać z fighterem.
0 komentarzy