Podczas ostatniej gali UFC w Saitamie, Mark Hunt nokautując Roya
Nelsona podsumował niejako dyskusję, która przewinęła się niedawno przez
polskie środowisko MMA, a dotyczyła przerywania walk po nokaucie właśnie.
Nie po raz pierwszy Hunt, trafiając oponenta swoim ciosem odchodzi
widząc, że to już koniec walki. Podobnie
postąpił gdy złamał szczękę Stefana Struva. Może to świadomość posiadania
kowadła w dłoni, może zwykłe zmęczenie, ale Samoańczyk nie rzuca się po ostatnim
ciosie na swojego przeciwnika i nie tłucze go, aż do momentu gdy sędzia
zakończy starcie. Oczywiście rozumiem emocje i adrenalinę w trakcie walki.
Rozumiem, że chce się wygrać za wszelką cenę, jednak to właśnie postawa Marka
Hunta imponuje mi najbardziej. Wierzę, że jest to najzwyklejszy w świeci zdrowy
rozsądek i sportowa postawa w trakcie starcia. Nie odbieram tego oczywiście zawodnikom nieposiadającym umiejętności
kończenia walki w odpowiednim momencie, zastanawiam się jednak z czego wynika
takie, a nie inne podejście.
Mam świadomość, że łatwo oceniać z perspektywy wygodnego
fotela stojącego przed telewizorem. Jednak gdy myślę o zawodnikach zadających grad
ciosów nawet po nokaucie i przerywających starcie dopiero po ostrej reakcji
sędziego, zastanawiam się, co by się stało gdyby sędziego tam nie było wcale? W
którym momencie zawodnik zadający ciosy by przerwał akcję, czy by ją przerwał w
ogóle i czy nie byłoby już za późno?
fot. youtube.com/printscreen
mmabiznes.pl
0 komentarzy